niedziela, 21 kwietnia 2013

Detektyw Gullet - układ oddechowy

W poniedziałek mam sprawdzian z biologi w języku angielskim, więc aby nauczyć się całego układu oddechowego po kolei utworzyłam takie sobie opowiadanko. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Pod tekstem dodam tłumaczenia poszczególnych słówek. Miłej lektury.

Rozluźniłam wszystkie mięśnie pozwalając mojemu ciału opaść. Trawa dostosowała się do kształtu mojego ciała odgradzając mnie od zimnej ziemi. Słońce ogrzewało mi twarz. Promienie delikatnie igrały na powiekach, jakby chciały się troszeczkę pobawić. Mogłabym teraz zasnąć, całkowicie odprężona zapomnieć o bożym świecie. Całkowicie zatracić się w tych przyjemnych uczuciach. Ale ganiające po mojej głowie myśli nie dawały mi odpocząć. Miałam do rozwiązanie zagadkę. I choć trzymałam w dłoni tak wiele kawałków tej układanki, ciągle coś mi umykało, pozostając w cieniu, poza moim zasięgiem. Ale moje opowiadanie zaczęłabym od początku...
Jakiś tydzień temu, kiedy jak zwykle siedziałam w swoim gabinecie przekopując się przez starty dokumentów po zamkniętych sprawach, ktoś zapukał do drzwi. Zaciekawiona, ale też zirytowana, że ktoś zakłóca mój spokój i odrywa mnie od pracy, otworzyłam drzwi. Za nimi stał niski mężczyzna o szarej ze zmęczenia twarzy. Położyłam mu rękę na ramieniu i zaprowadziłam go do fotela stojącego obok kominka. Zaproponowałam coś do picia i już po chwili trzymał w ręku kubek z parującą herbatą. Uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Czy dobrze trafiłem? Jest pani Ashley Gullet? - zapytał.
- Tak, znalazł pan właściwy adres.
- Nazywam się Andrew Larynx. Jestem mechanikiem mieszkającym w pobliskiej miejscowości. Wiele słyszałem o pani zdolnościach detektywistycznych i w związku z nimi mam do pani pewna prośbę, pani Gullet.
- Tak więc, co to za prośba, panie Larynx?
- Moja żona, Trachea zniknęła. Od wczoraj nie było jej w domu. Zadzwoniłem już do wszystkich jej znajomych, ale niewiele mi powiedzieli. Nie ma jej też w pracy, ani w ulubionej knajpie, w której zwykle jadała lunch.
- Jak nazywa się ta knajpa?
- Ring of Cartilage.
- Mógłby mi pan opowiedzieć coś więcej o Trachei, panie Larynx?
- Oczywiście. Ale nie bardzo wiem, co chciałaby pani usłyszeć.
- Może pan opowiedzieć mi o zwyczajach pani żony.
- Trachea pracuje w biurze developerskim przy Flat Road. Pracuje od godziny 8 do około 15. W przerwie na lunch często chodzi właśnie do Ring of Cartilage. Podawali tam jej ulubione danie, Bronchus z ziemniakami i winem. Po powrocie z pracy przebiera się w ubranie sportowe i idzie biegać lub jeździ na rowerze. Kiedy wraca jemy obiad. Wieczorami raczej siedzimy w domu oglądając telewizję lub czytając książki. Trachea lubi popracować po kolacji, więc wszystkie otwarte sprawy przynosi na swoim laptopie.
- Ma pan jakieś zdjęcie swojej Trachei? Ważne, aby było jak najbardziej aktualne.
- Proszę. Zostało zrobione tydzień temu, pojechaliśmy na weekend w góry.
Spojrzałam na roześmianą kobietę. Była całkiem ładna. Miała brązowe włosy, zielone oczy i wydatne kości policzkowe. Widać było, że dużo ćwiczy. Pod skórą wypiętrzyły się silne mięśnie. Odłożyłam zdjęcie na stolik.
- Mógłby pan zostawić swój numer telefonu na tej kartce? Proszę też o wysłanie na mojego maila listy wszystkich jej znajomych. I jeszcze jedno pytanie, czy Trachea zachowywała się ostatnio jakoś inaczej?
- Była dość nerwowa i rozkojarzona. Podskakiwała przy każdym niespodziewanym dźwięku i często rozglądała się wokół. Jakby bała się, że ktoś ją obserwuje.
- Dziękuję, może pan już iść. Zadzwonię, kiedy się czegoś dowiem lub nasuną mi się jakieś inne pytania.
Kiedy mój klient wyszedł, narzuciłam na siebie kurtkę i spacerkiem przeszłam się na Flat Street, aby odwiedzić Ring of Cartilage.
***
Patrzyłam na malutki budynek z szyldem oznajmującym, że jest to knajpa o nazwie Ring of Cartilage. Stare sypiące się ściany, zielony dach i białe od kurzu okna. Takie miejsca nigdy nie kojarzyły mi się najlepiej. Jednak były wspaniałym źródłem informacji. Można tu było kupić wszystkie zakazane prawem przedmioty, a także trochę informacji. Pchnęłam drzwi, które wprawione w ruch wydały serię skrzypnięć i pisków. Wnętrze przedstawiało się równie żałośnie co front budynku. Na starych krzesłach siedziało kilku gości popijając piwo i rozmawiając przyciszonymi głosami. Choć pozornie nie zwrócili na mnie uwagi, wiedziałam, ze śledzą każdy mój ruch. Usiadłam na krześle barowym. Znudzona kelnerka podała mi kartę i wróciła do czyszczenia brudną ścierą szklanek. Raczej nie sprawiało to, że były czystsze. Zamówiłam to samo danie, które jadała Trachea, Bronchus z ziemniakami. Zastanawiało mnie, co to może być ten cały Bronchus. Kelnerka przyniosła z kuchni danie i postawiła je przede mną. Bronchus okazał się cienko pokrojonymi kawałkami mięsa opiekanymi na patelni w różnych panierkach. Smakował całkiem dobrze. Popatrzyłam na kobietę stojącą nadal obok mnie. Opierała się o bar.
- Wiesz może coś o tej kobiecie? - pokazałam jej zdjęcie, które dostałam od pana Larynxa.
- A ty co, gliną jesteś?
- Nie, to moja przyjaciółka. Szukam jej po całym mieście. Miała wczoraj do mnie przyjść i przynieść mi ważne materiały. Dowiedziałam się, że często tu przebywa. 
- To źle się dowiedziałaś nigdy jej nie widziałam.
- A może jednak jeszcze raz spojrzysz? - zapytałam podając jej pod blatem banknot. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Chyba jednak coś sobie przypomniałam. Była tu wczoraj. Zachowywała się dziwnie, jakby na kogoś czekała. Dosiadł się do niej jakiś facet. Rozmawiali przyciszonymi głosami. Nagle ona wstała i wybiegła z lokalu. Widać było, że jest wystraszona. Facet chciał pobiec za nią, ale zbyt szybko zniknęła mu z oczu.
- Dzięki. Mogłabyś opisać tego faceta?
- Wysoki, barczysty o ciemnych oczach. Był opalony i miał długie jasne włosy. Nic więcej nie pamiętam.
Szybko wyszłam z lokalu. Tajemniczy mężczyzna. Czy to on był porywaczem? Zadzwoniłam z komórki do pana Larynxa. Po krótkiej rozmowie pobiegłam do parku, w którym ćwiczyła Trachea. Pytałam ludzi na chybił trafił, czy jej nie widzieli. Liczyłam, że będę mieć farta. I na szczęście okazało się, że tak właśnie jest. Już po 20 minutach okazało się, że jest tutaj mężczyzna, który widział ją podczas biegania. Mówił, że bardzo lubiła zatrzymywać się na ławce obok wielkiego dębu i chwilę odpoczywać. Wczoraj wydawało mu się, że ktoś ukrył się w koronie tego drzewa i na nią czekał. Kiedy usłyszała podejrzany szelest liści szybko zawróciła i sprintem wróciła do domu. Podziękowałam i podeszłam do ławki. Dokładnie ją obejrzałam. Znalazłam przyklejoną pod siedzeniem kopertę. W środku była kartka z napisanym jednym słowem. BRONCHIOLES. To słowo nic mi nie mówiło.
Może to jakiś szyfr?
Zastanawiałam się.  Z pewnością to słowo, bronchioles budziło pewne zainteresowanie. Skojarzyło mi się z danie, które tak lubiła Trachea. Bronchus i bronchioles. Były dość podobne. Musiałam rozwiązać tą zagadkę na spokojnie w domu. Spacerkiem wróciłam do gabinetu. W mojej skrzynce mailowej już czekała na mnie wiadomość. Otworzyłam spis wszystkich kontaktów. Ale nie interesował mnie on teraz. Bardziej ciekawiło mnie, co oznacza to słowo broncholies. Ciekawe. Nagle wpadłam na pomysł. Skreśliłam  wszystkie litery wspólne dla Bronchus i Bronchioles. Powstało słowo Olie. Na tak, przecież to włoskie imię w tłumaczeniu na nasze, Jola. Szybko przejrzałam listę, którą miałam na mailu. Były tam dwie kobiety o takim imieniu. Szybko wybrałam numer pana Larynxa.
- Czy któraś z koleżanek Trachei była włoszką?
- Tak, pani Jola Alveoli. Znały się już od dawna.
- Dziękuję.
Rozłączyłam się i czym prędzej wybrałam numer pani Alveoli. Odebrała po trzecim sygnale.
- Dzień dobry. Szukam pani przyjaciółki, Trachei, pani Alveoli.
- Nie mogę pani pomóc. 
- Ale proszę. Tylko jakaś wskazówka, gdzie może być. - krzyknęłam zdesperowana.
- Heart - tylko tyle powiedziała pana Alveoli zanim się rozłączyła.
Heart, czyli serce. Zaczęłam intensywnie krążyć myślami wokół tego tematu. Szukałam skojarzeń, czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Ze zdenerwowania zaczęłam chodzić po całym pokoju. Nagle znów rozległo się pukanie. W drzwiach stał pan Larynx
- Czego się pani dowiedziała?
szybko streściłam, to co udało mi się zrobić.
- Heart. Zatoka na północnym krańcu miasta ma kształt podobny do serca. Może o to chodzi. 
Natychmiast wskoczyliśmy do samochodu pana Larynxa i ruszyliśmy w stronę zatoki. Już po piętnastu minutach staliśmy na plaży. Pod ścianą jednego z klifów, na granicy cienia zauważyłam wbitą butelkę. Natychmiast do niej podbiegłam. W środku była zwinięta kartka. Po jej rozwinięciu ukazały się na 2 słowa. Pleural Layers. Zastanowiłam się. Przynosiło mi to na myśli tylko jedną rzecz. Piękny statek z trzepoczącymi na wietrze żaglami. Nie wiem, skąd pojawił się taki obraz, ale go nie odpędzałam. Nawet podobał mi się ten pomysł. 
- Jedziemy do portu. - zarządziłam.
Po drodze wytłumaczyłam moją koncepcję. Pleural Layers można by uznać za takie płachty materiału okrywające płuca. A jedyna płachty materiału znajdowały się w porcie. Kiedy już tam dojechaliśmy dokładnie się rozejrzałam. było tu wiele pięknych statków, ale tylko jeden przyciągnął moją uwagę. Była to malutka łódeczka. Okrywał ją czarny materiał, tak, że nie było jej spod niego widać, ale idealnie do niej przylegał, więc rozpoznawało się jej kształt. Tak jak w przypadku Pleural Layers. Kiedy odsłoniliśmy materiał, znaleźliśmy rozłożoną na kadłubie mapę okolicy. Przyjrzałam się pobieżnie nazwom, szukając takiej, która by nie pasowała. Jest. Pleural Fluid. To napisano na rzece. Zaciekawiło mnie, że choć nazwa rzeki była wymieniana na mapie 3 razy, Pleural Fluid pojawiał się tylko raz. Spróbowaliśmy znaleźć to miejsce jadąc wzdłuż akwenu samochodem. 
- Jest!
Wykrzyknęłam nagle pokazując na łopoczący obok tablicy skrętu do jakiejś posiadłości kawałek papieru. Podbiegłam i zerwałam go z haka, na którym wisiał. Były tam kolejne napisy. A w zasadzie jeden napis. Diaphragm. Co mi się z tym kojarzyło. Diaphragm miała kształt wygiętego w górę łuku. Diaphragm... Myślałam gorączkowo co może oznaczać to słowo. Nagle olśnienie... Most! Ruszyłam biegiem do znajdującego się obok starego mostu. Konstrukcja zaskrzypiała, gdy na nią weszłam. Gdzieś w połowie, owinięty wokół belki znajdował się kolejny papier. Dziękowałam Bogu, że jest ktoś, kto tak chętnie nam pomagał zostawiając te zagadki. Czy był to sam porywacz, czy ktoś, kto chciał ją uratować, ale nie mógł się pojawić na miejscu? Odsunęłam te myśli. Teraz ważniejszy był kolejny napis. Rozwinęłam papier. Kolejny napis. Ribs. Żebra. Mój mózg pracował na pełnych obrotach. Ribs. Ribs. Ribs. Tylko jedno miejsce jeszcze mi przyszło na myśl. Nowy most. Jego wiązania utrzymujące przypominały żebra wskoczyłam do samochodu.
- Na Ribs Bridge. Tam powinna być Trachea.
Byliśmy tam w rekordowym czasie 4 minut. Podszedł do mnie jakiś bezdomny i wręczył dyktafon. Nie czekając odtworzyłam wiadomość. Intercostal Muscles. To zaburzyło cały mój tryb myślenia. Intercostal Muscles? No tak, przecież są między żebrami. Intercostal Muscles. Wbiegłam na most potrącając po drodze kilku przechodniów. Zauważyłam ich stojących na balustradzie. Porywacz właśnie miał wyrzucić Tracheę w morze. Nie mogłam na to pozwolić. Wskoczyłam na balustradę obok nich. Mocno odepchnęłam napastnika i zrzuciłam kobietę prosto w objęcia pana Larynxa. Ja tymczasem walczyłam z mężczyzną. Zaroiło się od policji. Zgarnęli go dosłownie w ostatnim momencie. Zaraz zostałabym zepchnięta do wody. A wcale mi się to nie uśmiechało. Ostatni raz spojrzałam na pana Larynxa i puściłam mu zawadiackie oczko. Po chwili zniknęłam z miejsca przestępstwa szybko umykając do swojego gabinetu. Nie wiedziałam co o tym myśleć, ale wiedziałam jedno, wykonałam kawał dobrej roboty.

Słowniczek:
gullet -przełyk
larynx - krtań
trachea - tchawica
ring of cartilage - chrząstki w kształcie półpierścieni
bronchus - oskrzela
bronchioles - oskrzeliki
alveoli - pęcherzyki płucne
heart - serce
pleural layers - opłucna
pleural fluid - płyn opłucnej
ribs - żebra
diaphragm -przepona
intercostal muscle - mięśnie międzyżebrowe